Właśnie wróciłam z gór, gdzie spędziłam ostatnie kilka dni 2017 roku i początek 2018. Czas zamknąć poprzedni rok i z podniesioną głową ruszyć w nowy. Tak jak w zeszłym roku, podsumuję wszystko miesiąc po miesiącu. I tak :

Styczeń i Luty

Były miesiącami, podczas których miałam trochę problemów ze zdrowiem, więc były to raczej spokojne miesiące.

Marzec

To miesiąc początków wiosny. Kiedy tylko temperatura przekraczała 5 stopni, a ja byłam w domu to wychodziłam pojeździć na rowerze. Sprawiało mi to taką radość, że mogłabym jeździć codziennie, gdyby czas i pogoda pozwoliły.

Kwiecień

To ostatnia prosta przed maturą. Nie ukrywam, że uczyłam się mało. Nie miałam presji, bo wiedziałam, że nie potrzebuję super wysokich wyników. Dlatego sporo czasu poświęcałam na niemiecki, którego przecież nie zdawałam.

Pod koniec kwietnia skończyłam też liceum. Dawno nie czułam takiej ulgi, jak wtedy. Obiecałam też sobie, że moja noga więcej tam nie postanie. Gdyby ktoś zapytał, czego nauczyła mnie ta szkoła, to miałabym bardzo duży problem żeby znaleźć choć jedną rzecz. Jedyne co doceniam, to kilka świetnych osób, z którymi myślę, że kontakt będzie się długo utrzymywał.

Maj

Miesiąc matur. Nie będę wdawać się w szczegóły, w każdym razie poszło mi bardzo dobrze. Szczególnie dumna jestem z matur ustnych, bo były one dla mnie największym wyzwaniem. A z obu dostałam ponad 90% 😉 21 maja miałam ostatnią maturę, a potem zaczęłam najdłuższe wakacje w życiu. Które wcale okazały się nie być takie długie…

Czerwiec

To miesiąc podzielony na dwie części. Czekanie na wyjazd w Tatry i pobyt w Kościelisku. Było to spełnienie moich marzeń, bo w Tatry chciałam już pojechać od bardzo dawna. To były wspaniałe dwa tygodnie, które dały mi niesamowitego kopa energii.

Lipiec

To czas wzmożonych treningów do zbliżającego się Runmageddonu, a także praca dorywcza. Oprócz tego solidnie wzięłam się za niemiecki i w zasadzie uczyłam się codziennie. Czasem coś przeczytałam, czasem obejrzałam, ale zawsze starałam się coś zrobić.

Z rzeczy bardziej szalonych wzięłam też udział w swoim pierwszym wyścigu MTB. Była to decyzja podjęta zupełnie spontanicznie. Trasy nie ukończyłam. Większość pewnie powie, że to porażka, a dla mnie cenna lekcja. I choć na razie nie zamierzam tego powtarzać, to kolejne marzenie spełnione.

Sierpień

To dalsza nauka niemieckiego. A także kilkudniowy wyjazd do Poznania, podczas którego wzięłam udział w Runmageddonie. Cały czas relację mam niedokończoną, więc napiszę tylko, że ten bieg to była jedna z najtrudniejszych rzeczy w moim życiu. W dużym stopniu przyczyniła się do tego natura. Ale więcej w relacji, którą mam nadzieję jednak skończyć kiedyś.

Wrzesień

Był okresem przechodnim między wakacjami, a studiami. Kilkudniowy wyjazd integracyjny w Tatry zaowocował pierwszym chodzeniem w śniegu po górach. 23 wrzesień i pół metra śniegu to było coś, co do tej pory było dla mnie dość abstrakcyjne.

A w ostatnich dniach września oficjalnie zostałam studentką Uniwersytetu Warszawskiego na kierunku geografia.

Październik

To bardzo, bardzo intensywny miesiąc. Postanowiłam korzystać ze studiów na każdy możliwy sposób. Zapisałam się do kilku kół naukowych.

A w połowie października zupełnie przypadkiem koleżanka przypomniała mi, że istnieje coś takiego jak klub górski. I wszystko to, co jeszcze kilka lat temu było odległym marzeniem, nagle stało przede mną na wyciągnięcie ręki. Zaliczyłam manewry nizinne i oficjalnie zaczęłam kurs na przewodnika beskidzkiego.

Listopad

Był jeszcze bardziej intensywny od października. Co dwa tygodnie wyjazd w góry, mnóstwo pracy na studiach i chwilami miałam wrażenie, że przestałam panować nad swoim życiem. Kurs pochłaniał mi mnóstwo czasu, dużo więcej niż przypuszczałam. Jednak jednocześnie dawało mi to mnóstwo frajdy i nauczyło mnie bardzo wiele. Spojrzałam też na góry z nowej perspektywy i zakochałam się w nich jeszcze bardziej, o ile to w ogóle możliwe.

Grudzień

To miesiąc nadrabiania zaległości i ostatni na razie wyjazd kursowy. Następny dopiero w lutym. Jeśli chcecie więcej poczytać o kursie zapraszam tu: jak tam trafiłam na kurs: <klik>

Ponadto koniec roku spędziłam w Bieszczadach, gdzie udało nam się zrobić 4 wypady w góry. Sylwestra spędziłam w namiocie, obserwując fajerwerki w dolinie. To było coś zupełnie nowego i śmiało mogę powiedzieć, że to był mój najfajniejszy sylwester.

2017 rok był dla mnie na pewno rokiem przełomowym. Mam wrażenie, że ja ze stycznia, a ja obecna to dwie różne osoby. 

Nauczyłam się mnóstwa nowych rzeczy, poznałam wielu świetnych ludzi i zrobiłam wiele niesamowitych rzeczy. 

Na pewno dotrzymałam też swojego jedynego postanowienia, a mianowicie „Nie bać się marzyć i iść za głosem swojego serca.”

I takie też postanowienie mam na ten nowy rok. „Iść za marzeniami z wysoko uniesioną głową.”