Energylandia

W tyle widać Aztec Swing 🙂

5 maja 2016 roku, razem z przyjaciółkami odwiedziłam Energylandię.

Dwa lata wcześniej byłam także w Śląskim Wesołym Miasteczku. I nie ma co się oszukiwać, z europejskimi parkami rozrywki to ono się nawet przez szybę nie widziało. Stare, nieestetyczne urządzenia, wszystko wyglądało tak, jakby PRL jeszcze się nie skończył. 

Tym bardziej byłam ciekawa jak zaprezentuje się Energylandia. W reklamie słyszymy, że jest to największy park rozrywki w Polsce. Trudno się nie zgodzić, aczkolwiek za dużej konkurencji to nie mają 😉

Ale przechodząc do relacji:

W moim przypadku pobudka była o 3:50. Pół godziny na herbatę i ogólne ogarnięcie. O 4:35 byłam już na przystanku, wcześniej, żeby autobus na pewno mi nie uciekł. O 5:10 byłam już na Wschodniej, znalazłam peron i usiadłam na ławce dla oczekujących. I faktycznie trochę czasu tam spędziłam, bo pociąg podjechał na peron zalewie 5 minut przed planowanym odjazdem. Udało mi się znaleźć nasze miejsca, ułożyłam się wygodnie i czekałam na dziewczyny, które wsiadły na Centralnej.

Teraz mała dygresja. Jechałyśmy pociągiem TLK z Warszawy do Krakowa Głównego. Według rozkładu podróż miała trwać 2:44. Szczerze mówiąc, byłam bardzo pozytywnie zaskoczona. Ostatnim razem jechałam pociągiem z przedziałami i nie dosyć, że było bardzo mało miejsca, to po 3 godzinach miałam serdecznie dość gwaru i śmiechów. Tym razem było zupełnie inaczej, mnóstwo miejsca na nogi, można je było wyprostować, w pociągu cisza na tyle, że można było i spać, i czytać książkę. Ponadto dla każdego gniazdko elektryczne i wifi. Żyć, nie umierać! A na dodatek pociąg jechał idealnie z planem, nie miał nawet minuty spóźnienia!

Gdy już pozachwycałam się pociągiem, przejdźmy do dalszej części relacji.

W Krakowie byłyśmy dokładnie o 8:29.

Jeśli jesteś szczęśliwym posiadaczem samochodu, możesz spokojnie pominąć ten punkt. Czeka na Ciebie duży, niestety płatny, parking. Jeśli natomiast chcesz tam dojechać bez samochodu, to musisz się trochę nagimnastykować.

My postawiłyśmy na prywatnego przewoźnika „globus”. W internecie znalazłam rozkład jazdy, ale był on ważny od ponad roku i bałam się, że może być nieaktualny. Niestety podane numery nie odpowiadały, więc jechałyśmy właściwie w ciemno.

Jakby ktoś potrzebował – aktualny 😀

Na szczęście busy kursowały z ulicy,  zaraz przy dworcu. Miałyśmy ogromne szczęście, bo akurat zdążyłyśmy na odjazd busa do Zatoru. Jazda trwała niemal równo godzinę i kosztowała nas 6,5 zł za osobę (ulgowy). Przystanek znajduje się na rynku, . My co prawda miałyśmy szczęście, że jechałyśmy same, a kierowca był na tyle miły, że podrzucił nas trochę dalej.

Wiem, że wdaję się w szczegóły, ale być może komuś te informacje się przydadzą. My ich niestety nie miałyśmy 😉

Bilety do parku kosztują 99 zł. Po zakupieniu ich przechodzimy przez bramki i przygotowujemy się na zabawę. Pierwsze co dało się zauważyć to ilość ludzi. Oprócz nas w parku była tylko jedna wycieczka i kilka osób indywidualnych. Więc o kolejki nie trzeba się było martwić.

Teraz napiszę po kilka słów do każdej atrakcji. Nie będę wdawać się w szczegóły w jakiej kolejności je odwiedzałyśmy, bo nawet nie pamiętam dokładnie 😉

STREFA DLA NAJMŁODSZYCH

Energuś

To najmniejszy i najłagodniejszy rollercoster. Idealny dla młodszych i dla tych, którzy chcą się rozgrzać przed dalszą zabawą. Bardzo przyjemna kolejka, na plus jest dwukrotny przejazd trasy w ramach jednego wejścia. Dziwi mnie, że nie jest wpisany w strefę familijną.

STREFA FAMILIJNA

Spływ Kopalnia Złota

Atrakcja familijna, znowu w sam raz na rozgrzewkę przed czymś bardziej ekstremalnym. Jak sama nazwa wskazuje jest to spływ. Odbywa się on 3-osobowymi łódkami. Pamiętajcie, że ten z przodu pewnie się trochę ochlapie 😉

Splash Battle

A to zabawa dla całej rodziny. Jeśli nie ma dużej kolejki najlepiej do łódek wsiadać pojedynczo, ewentualnie po dwie osoby, jedna do przodu i jedna do tyłu. Każdy ma do dyspozycji armatkę strzelającą wodą. Tor „rzeki” jest bardzo kręty, więc będziecie mieli dużo okazji na zmoczenie innych.

Będzie mokro…

Dygresja – nie wsiadajcie na łódkę przed albo za chłopakami w wieku 10-16 lat. Inaczej wysiądzie stamtąd ociekający wodą. Nawet buty będziecie mieć mokre… To tak z serii „z własnego doświadczenia” 😉

Dla chętnych za 5 zł można kupić pelerynę przeciwdeszczową. A po powrocie wysuszyć się w turbosuszarce (uprzedzam, nie spodziewajcie się, że to Was wysuszy 😉 co najwyżej trochę podsuszy).

Atlantis

Kolejna wodna atrakcja. Tym razem czteroosobowy ponton obracający się dookoła własnej osi. Spływ jest długi, ale w sam raz na odpoczynek. W niektórych momentach może pryskać wodą.

RMF Dragon

Rollercoaster, który jak dla mnie mógłby być spokojnie wpisany do strefy ekstremalnej. Dlaczego? Bo pasy są na wysokości brzucha. Pierwszy zjazd jest naprawdę ostry, a ty nie masz nawet czego się złapać. Ale ogólnie super atrakcja.

STREFA EKSTREMALNA





Po lewej urządzenia ekstremalne, po prawej atrakcje dla „normalnych” 😀

Tsunami Drooper

Słynna wieża spadania. Mimo dużego lęku wysokości  postanowiłam spróbować, bo nie wydawała się aż tak wysoka.

Zapieli nam pasy i do góry. Jeszcze nie byłam na górze, a czułam, że będzie źle. Cholernie wysoko, dyndające nogi kilkadziesiąt metrów nad ziemią i pasy jako jedyne zabezpieczenie. Byłam bliska paniki. I kończyły mi się cenzuralne słowa…

A potem okazało się, że była to jedna z lepszych atrakcji. Po prostu trzeba przyzwyczaić się do wysokości. Samo spadanie jest przyjemne i trwa dosłownie sekundę. Także warto spróbować, chociaż dla osób z lękiem wysokości na początku może to być trochę traumatyczne 😉

Mayan

Najwyższy i najszybszy rollercoster, na którym jechałyśmy. Wygląda potężnie i taka właśnie jest jazda. Naprawdę trzeba to przeżyć. Chociaż raz. A najlepsza jest spirala…

Aztec Swing

Na moje potrzeby ufo 😉 Na mniejszym jeździłam w Śląskim Wesołym Miasteczku, gdzie mogłabym spędzić cały dzień. Więc tutaj też szłam z nastawieniem, że kilka przejazdów pod rząd to dobry pomysł, to tylko trochę większe.

I tu niespodzianka. Aztec Swing to chyba najbardziej ekstremalna atrakcja. Konkurować z nim może tylko Mayan. Prędkość, jaką osiąga jest ogromna. Przeciążenia też. Naprawdę nie idźcie tu po jedzeniu (zdarzają się przypadki rzygu-rzygu;)). Uprzedzam, że przejazd trwa dość długo. Ale to zdecydowanie najlepsza atrakcja!

Ale nie do jeżdżenia cały dzień. Zdecydowanie nie 😉

Viking

Kolejny rollercoster. Jednak ten podobał mi się najmniej. Na plus jest kręcący się wagonik wokół własnej osi, który umożliwia jechanie w dół tyłem. Na minus zabezpieczenia. Albo cokolwiek innego co sprawia, że bardzo łatwo poobijać sobie głowę o zabezpieczenia. Jest to trochę nieprzyjemne i wiem, że nie tylko ja miałam z tym problem.

To nie wszystkie atrakcje, ale większość, na których byłyśmy. Niestety nie udało nam się zwiedzić całej strefy ekstremalnej z powodu burzy. Ale muszę z uznaniem stwierdzić, że kiedy burza się skończyła (po 17:00), zostały uruchomione wszystkie urządzenia, mimo to, że zostało 40 min do zamknięcia i było już bardzo mało ludzi. A bałam się, że po prostu zamkną atrakcje na dziś.

Podsumowując, Energylandia to naprawdę park rozrywki na poziomie europejskim. Na razie jest jeszcze nie tak duży, ale cały czas się rozrasta. Z tego co wiem, dwa dni temu miało miejsce otwarcie nowego rollercostera Formuła 1. 

Jest to doskonałe miejsce dla starszych dzieci i dorosłych. Małe dzieci mają trochę skromniejszy  wybór, ale też znajdą rozrywki dla siebie.

I muszę jeszcze wspomnieć o obsłudze. Naprawdę jestem pod wrażeniem. Pełen profesjonalizm, szczery uśmiech i naprawdę miła atmosfera.

Plusy:

– Ilość atrakcji (dużo)
– Obsługa (miła i profesjonalna)
– Stałe rozbudowywanie swojej oferty
– Niezła gastronomia (ilość i niezła jakość – można coś wybrać)
– Łazienki (ilość i zadbanie – naprawdę jestem w szoku!)
– Cena
– Łatwość kontaktu (na odpowiedź na pytania czekałam około godziny!)
– Miejsce na rzeczy (przy każdej atrakcji!)

Minusy:

– Dojazd (bez samochodu trzeba kombinować)
– Muzyka (cały czas leci ta sama melodia – po kilku godzinach jesteś w stanie zjeść głośnik, byleby przestał grać 😉 Naprawdę powinni coś z tym zrobić.)

A Wy byliście? Jeśli tak, czy macie podobne wrażenia?