Kto by pomyślał, że w ciągu 4 miesięcy będę drugi raz w Skandynawii? Tym razem jednak nie była to Norwegia, a Finlandia. Konkretniej – okolice Helsinek i Espoo. Zapytacie pewnie skąd się tam wzięłam? Chwilowo mój chłopak spędza tam więcej czasu niż w Polsce, więc siłą rzeczy ja również się tam znalazłam. Przylatuję w czwartek lotem łączonym z przesiadką w Rydze. Kiedy wysiadam w Helsinkach, jestem w środku zimy. Wiatr, śnieg i jakieś 10 stopni niższa temperatura! A ostrzegali, że Espoo zimą potrafi być szarobure…
Wsiadam do pociągu podmiejskiego i za pół godziny jestem w centrum Helsinek. Tam szybka przesiadka w metro i za kolejne 30 minut jestem już z chłopakiem w mieszkaniu, w którym chwilowo mieszka. Niestety za chwilę on musi wracać do pracy i zostaję sama. Jem obiad i zastanawiam się, co robić. Jestem trochę zmęczona podróżą, ale z drugiej strony jest dopiero 16. Patrzę za okno. Pogoda nie zachęca do wyjścia na zewnątrz. Ale z drugiej strony… Przecież nie przyjechałam tu żeby siedzieć pod dachem.
Wypakowuję niepotrzebne rzeczy z plecaka, ubieram się w kurtkę, zaciskam zęby i wychodzę w śnieżycę. Cel nadrzędny: tak chodzić, żeby nie musieć używać nawigacji w telefonie. Łatwe? Wcale nie. Szybko przekładam kompas z plecaka do kieszeni w kurtce, aby był bliżej. Nie mam konkretnego pomysłu na ten spacer, bardziej chodzi o to, żeby zwiedzić najbliższą okolicę. Staram się mniej więcej pilnować kierunków, oczywiście na oko, bo wciskający się wszędzie śnieg nie zachęca do sięgania po kompas. Espoo zimą jest naprawdę urzekające.
Idę i idę, robię wszystko żeby śnieg nie sypał mi się do butów, co nie jest łatwe ze względu na nieodśnieżone chodniki. W końcu dochodzę do jakiejś głównej ulicy i przechodzę kładką na drugą stronę. Stamtąd wreszcie widzę Bałtyk.
A w zasadzie domyślam się, że to nasze morze, bo jest to kolejna biała tafla, która różni się tylko tym, że jest zupełnie gładka. Naprawdę robi to wrażenie! Zauważam mostek. Wchodzę na małą wysepkę i mimo tej paskudnej pogody nie mogę przestać się zachwycać.
Gdyby nie to, że zaczyna mi się robić zimno to mogłabym stać tak pół godziny. Jednak szybko postanawiam wracać, bo czuję, że mokre spodnie ciążą mi coraz bardziej i wiem, że będzie mi już tylko zimniej.
Zadziwiająco sprawnie wracam na osiedle. Problem mam jedynie, aby znaleźć odpowiednią klatkę. W końcu jednak się udaje i po niespełna godzinie melduję się z powrotem. Zimowe Espoo zostaje za oknem.
Pierwsze wrażenia?
Dziki kraj, nikt nie przepuszcza na pasach pieszych, a na chodnikach jedno wielkie śnieżne bagno. Wszechobecny żwir, który u nich zastępuje sól. Pogoda przeokropna, język zupełnie niezrozumiały, nawet przystanków nie jestem w stanie rozpoznać. A jednak, gdzieś tam w środku już czuje, że będzie mi się podobać 😉
I następny dzień w Helsinkach to potwierdza. <klik>
Tam to dopiero śnieżna kraina 😉
Oj tak. Chociaż i tak mało śniegu było jak na ten okres 😉