Do Omalo dojeżdżamy wczesnym popołudniem. Pierwotnie mieliśmy w planach od razu wspiąć się do Górnego Omalo i zobaczyć, jak wygląda Twierdza Keselo. Jednak nieprzespana noc i dużo emocji z drogi do Omalo sprawiają, że dosłownie padamy na twarz.
Idziemy tylko poszukać czegoś do jedzenia na ciepło, bo jesteśmy głodni. Szybko okazuje się, że nie jest to tak proste i możemy najwyżej zamówić chaczapuri na za półtorej godziny. W miejscu, które nazywa się sklepem, ale ma tylko kilka batonów i colę.
W takiej sytuacji idziemy na godzinną drzemkę do naszego guesthousu Javakhe.
Czy pomaga?
Średnio. Uciszając budzik, nadal czuję się jak po zderzeniu z walcem…
Pierwsze chaczapuri w Gruzji
Kiedy pojawiamy się w „sklepie”, chaczapuri już na nas czeka. Wygląda całkiem apetycznie, taki smażony placek z serem. Szybko zmieniam jednak zdanie, gdy dolatuje do mnie zapach sera…
Niestety mam tak, że gdy tylko poczuję mocniejszy zawodach sera, to robi mi się niedobrze. A ten ser pachnie wyjątkowo mocno, chyba nawet mocniej od oscypka. Wmuszam w siebie ćwiartkę jednego placka, bo jestem już strasznie głodna, ale więcej nie daję rady. Zapycham głód ciastkami, które kupiliśmy w Kvemo Alvani.
Z perspektywy czasu, mogę powiedzieć, że to było najgorsze chaczapuri jakie jedliśmy. Wtedy jednak tego nie wiedziałam i już czułam zbliżające się widmo głodu przez najbliższe 3 tygodnie…
Ruszamy do Górnego Omalo
Omalo dzieli się na dwie części: górne, z zamkiem i kilkunastoma budynkami oraz dolne – zdecydowanie większe, zamieszkane zarówno przez mieszkańców, jak i turystów. My mieszkamy w Dolnym Omalo, więc przed nami pierwszy spacer w Gruzji.
Do pokonania mamy około 2 km i do podejścia 250 metrów.
Dróg do Górnego Omalo jest przynajmniej kilka. My idziemy po prostu drogą, którą jeżdżą też samochody. Jest to średnio wygodne, bo raz po raz musimy się mijać z terenówkami jadącymi w górę i w dół. Idzie się bardzo ciężko, zmęczenie i nagła zmiana wysokości mocno daje się nam we znaki.
Dopiero następnego dnia odkrywamy dużo szybszą i wygodniejszą ścieżkę idącą trawersem po lewej stronie miejscowości i wyprowadzającą na same ruiny twierdzy. Także zdecydowanie bardziej polecam tę opcję, choć nie ma jej na większości map.
Gdy już wejdziecie do Górnego Omalo, Twierdza Keselo jest doskonale widoczna. Główne wejście znajduje się od strony wschodniej, ale można podejść też ścieżką od południa, kluczącą pomiędzy zabudowaniami.
Skąd się wzięła Twierdza Keselo?
Zbliżając się do ruin, można zacząć się zastanawiać, skąd wzięła się tutaj taka Twierdza Keselo? Przecież dookoła są tylko góry, a droga prowadząca do Omalo jest jedną z najniebezpieczniejszych dróg na świecie. Słowem, koniec świata, jakiego w Europie środkowej próżno szukać.
Ale gdy zaczniemy przyglądać się mapie okolicy, okaże się, że od wschodu dolina przechodzi przez granicę rosyjską i wkracza do Dagestanu. Także od tej strony Omalo jest znacznie bardziej dostępne niż od strony Kvemo Alvani.
Twierdza Keselo powstała około 1230 roku, podczas jednego z najazdów mongolskich. Warownia służyła mieszkańcom wtedy za tymczasowe schronienie, gdzie mogli przeprowadzić się na czas niebezpieczeństwa. W późniejszych latach służyła także do odpierania ataków plemion dagestańskich.
W pewnym momencie twierdza została zniszczona, a mieszkańcy Omalo nie mieli wystarczających środków, aby ją odbudować. Przy postępie technologicznym, nie dawała ona już także zbyt dobrej ochrony. Z biegiem kolejnych lat warownia popadała coraz bardziej w ruinę.
Dopiero w 2003 roku holenderska rodzina Hooft mieszkająca w Gruzji, podjęła się projektu odbudowy części twierdzy.
Pierwotnie Twierdza Keselo składała się z 13 wieży, odbudowa natomiast objęła tylko 5 z nich. Starano się odrestaurować je w zgodzie z ówczesnymi zasadami budowy, tak aby były jak najbardziej zbliżone do oryginału.
I trzeba przyznać, że całkiem dobrze im się to udaje, bo ruiny stwarzają wrażenie „spójnych”.
Zwiedzanie Twierdzy
Twierdza Keselo do dużych nie należy, więc na zwiedzanie potrzebujecie około pół godziny.
Z Górnego Omalo do Twierdzy prowadzi wyraźna ścieżka ze schodkami. Przechodzimy między pierwszą wieżą po lewej, a murami i dochodzimy do rozwidlenia ścieżek.
Pierwsza idzie na dół, z powrotem do Omalo. Proponuję zachować ją sobie na sam koniec i tędy wrócić na nocleg.
Druga ścieżka idzie prosto, lekko w dół. Prowadzi ona na piękny punkt widokowy w kierunku zachodnim. Widać stąd Bochornę – jedną z najwyżej położonych wiosek. Jej zabudowania sięgają wysokości 2350 metrów. To tylko 150 metrów mniej niż Rysy!
Trzecia ścieżka idzie w górę, na mały dziedziniec. To właśnie stamtąd rozciąga się najpiękniejszy widok na okolicę.
Widoki z Twierdzy zachwycają!
Widać stąd Omalo i widać dolinę, którą jechaliśmy. Po przeciwnej stronie majaczą wzniesienia, po których jutro rano będziemy iść. Bo to właśnie z Omalo rozpoczyna się nasz szlak Omalo-Stepantsminda.
A na zachodzie dumnie stoi wysoki grzbiet, który jest jutro naszym celem – Mt. Sakkhevi. Obserwuję wypłaszczenie, na którym chcemy jutro spać. Żleby stamtąd schodzące wyglądają nieźle, więc mam nadzieję, że uda się znaleźć w nich wodę jutro wieczorem. Bo to właśnie ona jest naszym głównym zmartwieniem jutrzejszego dnia.
Głos z tyłu głowy pyta złośliwie: a co jeśli nie? Co jeśli nie będzie tam wody? Odpycham go. Nie ma opcji żebyśmy targali jutro od rana 6 litrów wody. Jest na to za gorąco, a waga plecaków poszybowałaby prawie do 25 kg. Nie ma takiej opcji. Absolutnie nie ma. Najwyżej zejdziemy do Bochorny, jeśli będzie bardzo źle…
Na dziedzińcu spotykamy też dużą grupę Niemców, z którą będziemy się mijać przez kilka następnych dni. Robimy sobie jeszcze kilka zdjęć i zaczynamy się zbierać z powrotem, na nocleg, bo zbliża się pora kolacji. Aż się boję pomyśleć, że na kolację też może być chaczapuri…
Twierdza Keselo zostaje za nami
Powrót jest szybki, bo nie chcemy spóźnić się na kolację. Po drodze mijają nas dwie terenówki na polskich blachach. Wymieniamy z nimi szybkie cześć i schodzimy dalej.
Na szczęście, na kolację głównym daniem są khinkali, czyli sakiewki z ciasta pierogowego wypełnione bulionem i mięsem mielonym. Jestem tak głodna, że zjadam chyba pół półmiska. Oprócz tego mamy tradycyjny ser, marmoladę, gruziński chleb, pomidory i ogórki.
Co jeszcze można robić w Omalo, jeśli nie mamy ochoty na kilkudniowy trekking z namiotami?
Tuszetia znana jest przede wszystkim ze swojej dzikości. To raj dla osób, które są samowystarczalne, czyli mają namiot i sprzęt do gotowania. A i parę kilo jedzenia w plecaku nie jest im obce. Zdaję sobie jednak sprawę, że nie każdy lubi/może/ma ochotę nosić kilkanaście kilogramów na plecach. Co wtedy?
Na szczęście w okolicy Omalo jest też kilka opcji z wykorzystaniem cywilizacji, na które wystarczy Wam nieduży plecaczek 🙂
- Spacer do Twierdzy Keselo
- Jednodniowa/dwudniowa wycieczka do Dartlo jeepem/konno/na pieszo
- Dwu/trzydniowa wycieczka do Girevi jeepem/konno/na pieszo
- Jedno/dwudniowa wycieczka do Twierdzy Diklo jeepem/konno/na pieszo
Wszystkie te opcje nie wymagają zabierania ze sobą namiotu ani żadnego sprzętu campingowego. Zanocować możecie w jednym z guesthousów. Warto jednak zarezerwować sobie miejsce wcześniej, żeby nie było przykrych niespodzianek 😉
O wszystkie powyższe wycieczki pytajcie już bezpośrednio w Omalo, najlepiej właścicieli Waszych guesthousów. Jeśli oni nie będą w stanie zorganizować Wam takiego wypadu, na pewno pokierują z uśmiechem do kogoś, kto będzie mógł. Nie wahajcie się pytać też o inne rzeczy – lunch, polecane miejsca do zobaczenia. Gruzini są bardzo przyjaźni i chętnie wykorzystują okazję do pogawędki 🙂
Jak podsumować pierwszą dobę w Gruzji?
Hmmm… Chyba najlepszym słowem będzie intensywnie.
Najpierw lot, potem emocjonująca przejażdżka nocną taksówką zakończona kłótnią i wyrywaniem plecaka. Potem trzy godziny drzemki tuż przy drodze i pobudka obok stada młodych byków. Następnie przejazd do Omalo, który dostarczył nam dużo adrenaliny i wytrzęsł nas za wszystkie czasy. I na koniec jeszcze Twierdza Keselo ze swoimi pięknymi widokami.
Tak różnorodnego dnia bardzo dawno nie miałam.
Pierwsze spostrzeżenia?
Bez rosyjskiego będzie nam w Gruzji ciężko. I chyba się nie polubimy z gruzińską kuchnią. Ale mimo to, już zakochałam się w Kaukazie…
A czy tak będzie, możecie się przekonać w dalszych wpisach z Gruzji 🙂
Szczególnie, że pierwszy dzień na szlaku zakończył się naprawdę niebezpiecznie…
Jejku.. pięknie tam. Wybieram się już do Gruzji od dawna – może te informacje mi się kiedyś przydadzą 🙂 Oby!
A to tylko początek, dalej jest jeszcze piękniej…
Jestem zakochana w Gruzji i mimo, że spędziliśmy tam aż 3 tygodnie, to jeszcze wieeelu rzeczy nie widzieliśmy. Mogłabym tam wrócić choćby i jutro 🙂
Także zdecydowanie polecam wyjazd do Gruzji i to dłuższy niż tydzień, jeśli tylko jest taka możliwość 🙂