Po zimowym biwaku na zboczach Skopca i Barańca z radością spędzamy kilkanaście minut w ciepłym samochodzie. Niby nie było nam jakoś zimno, ale w autku jest jakoś tak przyjemniej 😉 Tym bardziej, że czeka na nas Zamek Bolczów, co oznacza, że zaraz znowu będziemy wychodzić na śnieg.
Dojeżdżamy do Janowic Wielkich, gdzie na parkingu pod Dino zostawiamy samochód. Idziemy szybko do sklepu po kolację i śniadanie następnego dnia, a potem ruszamy na szlak.
Początek szlaku na Zamek Bolczów
Idziemy ulicą Zamkową, razem z oznaczeniami zielonego szlaku. Nie próbujcie wjeżdżać tu samochodem, bo uliczka jest wąska i nie ma przy niej miejsc parkingowych. Najlepiej zostawić samochód przy dworcu kolejowym albo urzędzie. Są to parkingi darmowe i rekomendowane przez miejscowość dla turystów.
Gdy tylko przekroczymy granicę Rudawskiego Parku Krajobrazowego i potok, ścieżka zaczyna piąć się pod górę. Z początku lekko, a potem coraz stromiej.
Na szlaku jest pusto, mijamy tylko kilka osób. Zaczyna też padać śnieg.
W pewnym momencie mijamy kilkuosobową rodzinkę i wywiązuje się taki oto dialog:
– Uważajcie, bo przy zamku stoi policja i wlepia mandaty za brak maseczek.
Nam w tym momencie przelatuje przez głowę 1000 myśli. Patrzymy po sobie.
– Ale… – zaczynam elokwentnie, nie wiedząc do końca co chcę powiedzieć.
– Ale tak na serio? – pyta Maks żeby jeszcze się upewnić.
A wtedy cała rodzinka w śmiech. Miny musieliśmy mieć komiczne 🙂
Także udało im się nas wkręcić i podnieść nam ciśnienie 🙂
Ale dzięki temu, zanim się obejrzymy, widzimy już Zamek Bolczów, który prześwituje już spomiędzy drzew.
Zamek Bolczów – kilka słów o historii
Pierwsze wrażenia? Zamek z zewnątrz wydaje się być nieduży, ot taki tam kawałek bramy i murów. Ale gdy już się wejdzie do środka, widać, że jego właściciele mieli rozmach jak na taką lokalizację zamku. Najpierw przekraczamy suchą fosę, przez którą prowadzi nas drewniany mostek. Potem mijamy bramę i dalej przechodzimy przez barbakan aż na dziedziniec.
Zamek został wybudowany w XIV wieku przez ród Bolczów, a pierwsza wzmianka o nim pochodzi z 1375 roku. Niecałe 100 lat później został zburzony przez mieszczan świdnickich w trakcie walk husyckich. Odbudowano go dopiero kilkanaście lat później, ale za to w większej wersji, z dziedzińcem i wieżą obronną. Zadbano także o strzelnice w murach.
Mniej więcej 20 lat później ponownie rozbudowano zamek. Tym razem zyskał on basteję bramną oraz fortyfikacje poza zamkiem. Główną budowlę wzmocniono jeszcze o suchą fosę, która widoczna jest do dzisiaj.
Niestety, Zamek Bolczów został zdobyty podstępem w czasie potopu szwedzkiego. Najeźdźcy podłożyli ogień, w wyniku czego cała drewniana zabudowa spłonęła. Pozostały tylko kamienne mury, które już nigdy nie zostały odbudowane w całości. Częściowej rekonstrukcji dokonano w 1848 roku, gdy zaczęła funkcjonować tu niewielka gospoda, przekształcona później w schronisko turystyczne. Z czasem jednak i ono popadło w ruinę i od tej pory Zamek Bolczów jest już tylko atrakcją turystyczną.
Jak zwiedzać Zamek Bolczów?
Zwiedzanie zaczynamy od wyższych kondygnacji.
Trzeba uważać, bo schody są bardzo śliskie, a jak wiadomo, w starych zamczyskach poręczy nie ma 😉
Wchodzimy na najwyższy punkt zamku – kapelanię, czyli coś na kształt kaplicy. Widać stąd dobrze pozostałe części zamku, szczególnie dziedziniec oraz wieżę. Gdyby nie mgła, mielibyśmy też całkiem ładny widok na Kotlinę Jeleniogórską. Niestety, po raz kolejny musimy się tu wykazać swoją wyobraźnią…
O ile wchodziło się całkiem przyjemnie, o tyle schodzenie jest już dość problematyczne. Schody są dość strome i diabelsko śliskie, więc trzeba bardzo uważać. Większość ludzi na dziedzińcu nawet nie próbuje na nie wchodzić (i dobrze, bo spora część ma kozaki na obcasie albo adidasy).
Naprzeciwko znajduje się jeszcze jedno miejsce z schodami. Tam też znajduje się wieża. Przez chwilę waham się, czy iść, ale skoro tu dałam radę, to tam będzie prościej.
Dziedziniec połączony jest bezpośrednio z ruinami domu mieszkalnego. Dom ten składał się z dwóch pomieszczeń na górze, oraz dość dużej piwnicy, do której można nawet zajrzeć. Oprócz tego znajdziecie tu także studnię.
Jak będziecie na dziedzińcu, zwróćcie też uwagę na duże drzewo znajdujące się w jego rogu. To wiąz górski, który uznany został pomnikiem przyrody. Według tabliczki, jego obwód pnia to 3,3 metra, a wysokość całego drzewa to 18 metrów. Wiąz bardzo łatwo rozpoznać po asymetrycznej podstawie blaszki liścia. Ale to latem, w zimie raczej ciężko będzie Wam go znaleźć 🙂
Zamek Bolczów zrobił na mnie dość duże wrażenie, chyba przez to, jak bardzo wtopiony jest w przyrodę. Tutejsze skały zostały wykorzystane jako część ścian. Potem dołożono trochę kamiennego muru i już był dziedziniec.
Szkoda, że nie umieszczono tu jakiś tablic informacyjnych o rozmieszczeniu poszczególnych części zamku. Myślę, że byłoby to bardzo ciekawe, a niestety przeciętny turysta nie wyczyta za dużo z murów. Tylko to, że tu była wieża, a tam jakieś pomieszczenie.
W stronę Doliny Janówki
W końcu opuszczamy zamek i udajemy się w dalszą drogę. Zmieniamy szlak na czarny i kierujemy się drogą zamkową w stronę Głazisk Janowskich. Jest to nic innego jak cały ciąg najróżniejszych formacji skalnych rozciągających się po obu stronach szlaku.
W pewnym momencie widzę w oddali szybko przemieszczający się czarny i biały kształt. Po dłuższej chwili okazuje się, że to dwa psy. Rozglądamy się, ale od kilkunastu minut nikogo w okolicy nie widzieliśmy. Przyglądam się psom.
Jedna suczka, drugi pies, wydają się całkiem zadbane, a sunia ma nawet obrożę. Sunia jest dość ufna i daje do siebie podejść. Sprawdzam obrożę, ale niestety brak tam jakichkolwiek informacji. Zanim uciekną robię im jeszcze zdjęcie na wszelki wypadek, jeśli nie znajdziemy za chwilę właściciela.
Przy rozwidleniu szlaków skręcamy za niebieskimi znakami i zaczynamy schodzić w dół, w stronę Doliny Janówki. Wreszcie szlak staje się ścieżką kluczącą pomiędzy drzewami, a nie szeroką, gruntową drogą. Śnieg zaczyna padać coraz mocniej i zaczynamy być biali.
W końcu dochodzimy do potoku Janówka.
Chcemy jeszcze zobaczyć Skalny Most, ale nie do końca pamiętam, przy którym był on szlaku. Nie chcemy wyciągać mapy, bo nie mamy laminowanej, a w takim śniegu za chwilę będzie mokra. Skręcamy więc na żółty szlak w kierunku samochodu, licząc, że może i Skalny Most się znajdzie.
Dołączają do nas także pieski.
Dolina Janówki
I rzeczywiście skały po drodze są. Może nie do końca te, które chcieliśmy, ale też są. Odcinek doliny, którym właśnie idziemy jest planowanym rezerwatem przyrody ze względu na tutejszy las, który jest najlepiej zachowanym lasem pierwotnym regla dolnego w Rudawach Janowickich. Janówka ma tutaj charakter bardzo górski, a zbocza doliny są strome i usiane skałkami.
Skały, które mijamy to Ścianki i Krowiarki. Co ciekawe zbudowane są one z granitu waryscyjskiego, czyli tego samego, który buduje niedalekie Karkonosze.
Z każdym metrem niżej, śnieg staje się coraz bardziej mokry i błotnisty. Cały czas mamy też dwóch wesołych towarzyszy. Psiaki schodzącą z nami aż do pierwszych zabudowań.
Żółty szlak doprowadza nas z powrotem do samochodu.
Cała wycieczka zajęła nam niecałe 3 godziny. Z czego ponad półgodziny zajął nam sam Zamek Bolczów. Trasa jest łatwa i przyjemna. Trzeba tylko uważać na zamku, bo może być ślisko.
A jeśli szukacie pomysłu na dalsze wycieczki to zapraszam na zimowy Skopiec z biwakiem w pakiecie 😉
My tymczasem jedziemy do Jarkowic, gdzie spędzimy kolejną noc.